Już widzę, jak podnoszą się głosy, jak to, jak do cholerki, idealne macierzyństwo nie istnieje? Przecież to wierutne kłamstwa! Ja jestem matką idealną, robię wszystko perfekcyjnie! Dziecko zawsze jest czyściutkie, jak wypolerowany eksponat muzealny. Ciuszki wyprasowane, wygładzone, wręcz przesadnie. Zabawa? Jaka zabawa?! Przecież może się w główkę uderzyć, pupę obić, lepiej przecież nie ryzykować! Katar ma? O rany, nie pójdę z dzieckiem dzisiaj na spacer, bo jeszcze bardziej się zaziębi! Opatulę sweterkiem, kocykiem, ba dorzucę do tego jeszcze rożka i na pewno szybko wydobrzeje. Nie ważne, że dziecko się poci, strużki spływają po buźce, czerwone policzki robią się jeszcze bardziej czerwone, a dziecko krzyczy wniebogłosy.
Nie. Ja nie chcę być matką idealną. Po co? Przecież idealnym macierzyństwem zabiję w moim dziecku tą uroczą naturalność, tą słodką niewinność, którą w sobie nosi. Nie, idealność nie jest dla mnie. Wolę być matką wyzwoloną, która ma kilka zasad:
1. Niech moje dziecko się pobrudzi - czy podniesienie chrupka z podłogi wiążę się z nagłą śmiercią? Bądźmy rozsądni. Trochę brudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a dziecko ma frajdę. Skacze po kałużach? Niech skacze. Niech się bawi. Niech poznaje.
2. Pozwalam dziecku eksplorować świat - jak raz uderzy się w głowę, za drugim razem zastanowi się czy warto. Nie stoję nad Zośką niczym kat i nie patrzę cały czas czy nie przewraca czegoś, czego nie powinna. Jak chce się wspinać po szafkach, niech się wspina. Jak spadnie na pupę, niech spadnie. Niech się uczy sama, że niektóre zachowania powodują ból. Ja mogę mówić, ale to doświadczenia są najważniejsze ;)
3. Małe przeziębienia nie są przeszkodą - w przypadku wielu matek słyszałam o nie wychodzeniu z domu, bo dziecko ma katar. Ale mówiąc katar, mam na myśli delikatne, sporadyczne pociągania nosem, które katarem nawet nie powinny być nazywane. My, dorośli, też mając nawet minimalnie zatkany nos wychodzimy z domu. Świeże powietrze dobrze robi, na wszystko!
4. Niech je, skoro chce - z jedzeniem też się od dawna nie cackamy. Zośka je to, co my. Kurczak w sobie musztardowym? Czemu nie? Zupa brokułowa ze szparagami? A co szkodzi? Dziecku nic nie jest, wręcz przeciwnie. W końcu zaczęła jeść z apetytem i ile bym jej nie dała, to zawsze jest mało.
5. Plamka na bluzce to nie koniec świata - przecież każdy się brudzi. Ale to nie powód, by przebierać dziecko dwadzieścia razy dziennie, bo ma plamkę od mleka wielkości ucha od igły. Po co? Dziecku to przecież nie szkodzi, to nie parzy, to nie boli. Każde dziecko ma prawo do "brudu" ;)
6. Nie ubieram jej na cebulę, tak żeby nie mogła się ruszać - jak było -15 stopni to była cieplej ubrana, ale to warunki pogodowe, ale tak normalnie? Czemu mam przegrzewać dziecko? A bo ma przecież zimne rączki, bo ma zimne policzki. Ja też mam często zimne ręce, ale to nie znaczy, że całej mi jest zimno. Dajmy naszym pociechom trochę swobody :)
I jako matka nie idealna, jako matka pełna wewnętrznych sprzeczności, matka, która pozwala dziecku łapać za obrus, wyciągać rzeczy z szafek, choć wiąże się to z większą ilością sprzątania, jako matka, która pozwala dziecku poznawać otoczenie poprzez próby i błędy, mówię wam, że warto. Warto dać dziecku przestrzeń, aby mogło rozbudzić w sobie ciekawość. Nie zamykajmy naszych dzieci we własnych obawach. Zawsze może się coś stać - gdy przesadnie będziemy dbać lub odwrotnie. Bądźmy matkami wyzwolonymi, matkami, które pozwalają dzieciom na doświadczanie, a nie zabranianie. Dajmy im wolność, a na pewno się odwdzięczą ;)
Źródło zdjęcia : themamasharpes.com
- 10:28
- 42 Comments